Od czasu do czasu, mimo szacownego wieku i siwych włosów, mam okazję pobalować tu i tam. Wprawdzie z upływem lat dobrzy ludzie zapraszają mnie coraz rzadziej, ale jednak. Niegdyś bywało lepiej, toteż mam przynajmniej co powspominać.

Balowanie dawniej i dziś
Bal w restauracji ADRIA, rok 1937

Zawsze lubiłem wspominki, a także porównania lat mojej młodości z dzisiejszą rzeczywistością oraz czasami dawniejszymi. Tymi znanymi mi z literatury. Cenię sobie zwłaszcza barwne opisy literackie Sławomira Kopera dotyczące obyczajowości okresu lat 20. i 30. ubiegłego wieku, które to opisy mogę porównać z tym, co miałem okazję usłyszeć od swoich rodziców. Zatem dzisiaj kilka impresji na temat imprezowania, biesiadowania, balowania i wszelakiej „balangi”.

Wielokrotnie miałem okazję uczestniczyć w oficjalnych przyjęciach na stojąco, czyli „a la fourchette”, towarzyszącym oficjalnym uroczystościom. Obojętnie jakiej rangi i gdzie organizowano te imprezy oraz jak poważni goście w nich uczestniczyli, po oficjalnej części, w momencie zaproszenia do suto zastawionych stołów, całe to dostojne bractwo na wyścigi rzucało się do konsumpcji, niemal tratując się wzajemnie. Obserwowałem takie sceny zarówno w warszawskiej Zachęcie, podczas wręczania dziennikarskich nagród radia ZET (z udziałem Prezydenta Polski), w Pałacu na Wodzie w łazienkowskim parku (wręczanie najwyższych, artystycznych odznaczeń), a także w hotelu Mariott, podczas gali biznesu, mimo że akurat tam zaproszeni goście należeli do grona obywateli wyjątkowo zamożnych. No, ale podobno tak było zawsze. Analogiczne sceny opisał Henryk Comte, adiutant prezydenta Wojciechowskiego, wspominając przedwojenne, uroczyste przyjęcia na Zamku Królewskim. Zacytuję fragment jego wspomnień za Sławomirem Koperem: „Z chwilą, gdy otworzono drzwi do sali jadalnej i ukazywał się widok stołów uginających się pod jadłem i napojami, dostojne panie i dostojni panowie od razu tracili panowanie nad sobą. Jak gdyby całe tygodnie nie jedli, zapominając, gdzie są i kim są, rzucali się do stołów, nieraz torując sobie drogę do talerzy łokciami.

Zdarzało mi się, choć rzadko, uczestniczyć w uroczystych balach z orkiestrą i tańcami. To już zupełnie inna ranga imprezy.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.