Antoni Granacki opowiada o początkach swojej pracy w Nadleśnictwie Jedwabno.

Bez lasu ani rusz

POCZĄTKI W NADLEŚNICTWIE

W tamtym okresie siedziba nadleśnictwa Jedwabno znajdowała się przy ulicy 1 Maja w dawnym budynku apteki. Tam też pan Antoni otrzymał kwaterunek. Pierwszą obsadę nadleśnictwa stanowili: Piotr Kwiatkowski - nadleśniczy, Stanisław Kujawski, Marian Kot, Józef Poersch Jadwiga Kujawska. W nadleśnictwie panował zwyczaj, zgodnie z którym nowy pracownik zanim rozpoczął pracę w terenie musiał kilka miesięcy spędzić przy obowiązkach administracyjno-biurowych, tak by mógł poznać sposób funkcjonowania całej organizacji od środka. Pan Antoni przez dwa miesiące pracował w Nadleśnictwie w Jedwabnie. Później miał objąć leśniczówkę Łysowo. Została ona jednak spalona w czasie działań wojennych. Musiał więc szukać innego miejsca do zamieszkania. W październiku 1948 roku zdecydował się na Czarny Piec, gdzie zamieszkał u jednego z pozostałych sprzed wojny autochtonów. Po pewnym czasie nadleśnictwo przejęło całość zabudowań na stan. Pan Antoni mieszkał tam do 1962 roku, kiedy to przeszedł do Rutki pod Tylkowem, gdzie pracował aż do emerytury do 1989 roku.

LEŚNE GROBY

Na terenie leśnictw, w których pracował pan Antoni, znajdziemy w lesie wiele grobów. - W jednym z miejsc kwaterował oddział niemiecki, który wcześniej zabił krowę. Jak opowiada nasz rozmówca, niemieccy żołnierze zostali zaatakowani z dwóch stron. Większość z nich zginęła zabita strzałami z karabinu maszynowego ustawionego na zamarzniętej tafli pobliskiego jeziora. Reszta została zabita w okolicznych lasach. Do dziś groby niektórych z nich znajdziemy rozsiane w okolicznych lasach. - Część szczątków wykopano i przeniesiono na cmentarz w Bartoszach.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.