Droga Przyjaciółko "Kurka",

przyznaję, że nie często się tak zdarza, ale się zdarza, i chociaż zdarzałoby się jeszcze rzadziej - warto o tym pisać. Otóż, kilka lat temu dowiedziałem się, że moja przyjaciółka, której nigdy bym o coś takiego nie podejrzewał, nagle wyjechała w podróż dookoła świata. I to nie jakąś tam byle jaką podróż, ale autentyczną wyprawę z odwiedzaniem takich krajów, jak Meksyk, ulubiona kraina Stachury - Patagonia, Australia, wyspy Wielkiej Rafy Koralowej i Bóg wie, jakie jeszcze zakątki świata z moją ukochaną wyspą Bali - prawdziwym rajem na ziemi - włącznie. Nie jestem zazdrosny, ale to Bali trochę mnie dotknęło. Co tu dużo mówić, uważam się za osobę jeszcze dość młodą. Nie wypada wytykać kobiecie wieku, ale Wandzia jest trochę starsza, a siwych włosów nie ma, bo farbuje.

Ale ad rem, czyli do rzeczy. Ruszyła w podróż dookoła świata i już. Pytasz pewnie dlaczego? Ano z okazji zwycięstwa nad chorobą, która nazywana jest nowotworem. Nie pierwszy to i nie ostatni taki przypadek wygranej. Ostatnimi czasy coraz częściej dowiaduję się o tego rodzaju wiktoriach. Często dotyczą one osób, które znam bliżej. Cieszę się, bo nie dość, że artysta osiąga sukces w swoim zawodzie, to udaje mu się także pokonać obrzydliwe choróbsko. Nie wstydzi się też przyznać do tego, że walkę tę musiał stoczyć.

Niedawno dowiedziałem się o walce toczonej przez trenera naszych "złotych" siatkarek, a wcześniej podobnego heroicznego czynu dokonał Amerykanin, wielokrotny zwycięzca Tour de France - Lance Armstrong. Takie przypadki cieszą, ale zmuszają też do zastanowienia się, w jaki sposób można osiągnąć sukces. Twierdzę, że zwycięstwo nad chorobą uzyskuje się dzięki silnej woli i nierzadko desperackiej pomocy swoich najbliższych. Szczególnie ucieszył mnie przypadek częściowego zwycięstwa nad chorobą, bo nigdy nie możemy powiedzieć, że całkowitego, znanego i popularnego artysty, jakim jest Krzysztof Kolberger. Aktor filmowy i teatralny, zmęczony widać ciągłą walką, pragnie wycofać się z wielorakich zadań artystycznych, jakie przed sobą stawiał i ogranicza się jedynie do recytacji poezji, w której to dziedzinie jest niedoścignionym mistrzem. Nie wiem, czy na jego miejscu uczyniłbym podobny krok. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Otóż, dysponując niewielką ilością sił i czasu należy spośród rzeczy ważnych wybrać te najważniejsze. Właściwie powinniśmy tak robić przez całe życie. Nie tracić czasu na sprawy mniej istotne, a często przeszkadzające nam w realizacji wyznaczonych celów. Ale...

Droga Przyjaciółko, co by to było za życie, gdybyśmy ze śmiertelną powagą zajmowali się tylko najistotniejszymi sprawami.

Artyści skupiający się na tak ważnym dla nich podwójnym celu - osiągnięciu sukcesu zawodowego i walce z chorobą - muszą też mieć czas na żart, dowcip czy wspólną zabawę w gronie znajomych i przyjaciół.

I jeżeli wolno mi komukolwiek coś proponować - każdy powinien stosować w życiu takie zasady, dokonywać takich wyborów, które są dla niego odpowiednie, a walka o dobry tekst, obraz, piosenkę, artykuł z pewnością jest elementem zmagań z choróbskiem. I zwycięstw nad tym ostatnim życzę coraz częstszych.

Pozdrowienia

Marek Teschke

2006.10.04