Podczas tegorocznego Jarmarku Mazurskiego nie zabrakło atrakcji dla zainteresowanych ludową kulturą. Mogli oni ubić masło ze śmietany, wypić kubek piwa kozicowego lub nauczyć się wyrabiać garnki z gliny.

Ruiny na ludowo

Piąty już Jarmark Mazurski (8 sierpnia) zorganizowany został przez szczycieńskie Towarzystwo Przyjaciół Muzeum i miejscowy oddział Muzeum Warmii i Mazur. Około trzydziestu wystawców z całego regionu zaprezentowało dzieła koronkarskie, ludowe rzeźby, pisanki rodem z Ukrainy, gliniane wyroby garncarskie i wiele innych rękodzieł. Nie zabrakło też atrakcji dla osób spragnionych ludowych przysmaków. Wszystko to zaprezentowano na dziedzińcu szczycieńskiego zamku, przy akompaniamencie pieśni ludowych wykonywanych przez zespół "Okaryna".

Kozicowe kolejki

Ku zadowoleniu organizatorów, w tym roku nie tylko przybyło więcej osób chętnych do szerzenia mazurskich tradycji, ale także zaciekawionych jarmarkiem. Wśród oglądających i kupujących nie brakowało młodzieży. Niewykluczone, że przybyła zachęcona możliwością skosztowania nowego, nieznanego dotąd gatunku piwa, zwanego "kozicowym".

- Nazwa tego napoju pochodzi od "kozic" - witek jałowca, których na Kurpiach używano jako baty na zwierzęta - tłumaczy Czesława Kaczyńska z Dylewa. Od niej dowiadujemy się, że "psiwo" nie jest łatwo uwarzyć. Podobno sekret tkwi w dokładnym odcedzeniu żywicy z zaczynu.

Masło prosto z maselnicy

"Jarmarkowa" piwowarka okazała się też mistrzynią w ubijaniu masła ze śmietany. Zajęło jej to tylko kilka minut. Jak twierdzi pani Czesława - można by ubijać w nieskończoność, gdyby maselnica stała pod belką podtrzymującą sufit. To kolejny z jej kuchennych sekretów. Ubijać masło pomagały także przyglądające się dzieci, dla których był to z pewnością pierwszy kontakt z urządzeniem, które dla ich babć i prababć było przedmiotem codziennego użytku.

Pszczele atrakcje

Na mazurskim jarmarku nie mogło zabraknąć pszczelich produktów, w dawnych czasach wyrabianych na Bartnej Stronie. Obok słoików pełnych złotego miodu wszelakiego rodzaju, można było podziwiać (i oczywiście kupować) słodko pachnące świece z wosku pszczelego. Oko przyciągały misternie odlane figurki aniołków, kogucików, uli, misiów... Wyrabiający je państwo Ewa i Jarosław Zdanowiczowie z Purdy w tym roku po raz drugi przyjechali na szczycieński jarmark i - jak twierdzą - znów trafili na doskonałą imprezę.

Pani Ewa przyznaje, że do zajęcia się "woskowym" interesem skłoniły ją okoliczności życiowe:

- Z wykształcenia ja i mąż jesteśmy zootechnikami. Nie pracujemy jednak w wyuczonym zawodzie, odkąd straciliśmy pracę w PGR-ach. Pomysł na świeczki podrzucił nam przyjaciel.

Pomysł na bezrobocie

Dla obecnych na jarmarku przedstawicieli węgorzewskiego Muzeum Kultury Ludowej sztuka mazurska jest... sposobem na walkę z bezrobociem. Tak stało się m.in. w przypadku Ewy Ilasz, prezentującej tkaniny wyrabiane na starodawnych krosnach:

- Gdy straciłam pracę, zgłosiłam się na kurs tkactwa, uczę też tej sztuki innych ludzi, jednak nie każdy ma predyspozycje do takiego zajęcia - mówi pani Ewa.

Dużo czas zabiera tkanie. Żeby powstało dziesięć metrów dywanika, trzeba posiedzieć przy krosnach co najmniej osiem godzin. A oprócz tego, wcześniej cztery dni trzeba poświęcić na cięcie potrzebnego materiału.

Równie pracochłonnym zajęciem jest snucie lnianej nici na kołowrotku czy wyplatanie wiklinowych koszy - również takim pracom można było przyjrzeć się z bliska na szczycieńskim dziedzińcu.

Jarmark w przyszłości

Organizatorzy uznali tegoroczny jarmark za wyjątkowo udany.

- Impreza z roku na rok cieszy się coraz większą popularnością. Zastanawialiśmy się, czy nie przenieść w następnym roku jarmarku w częściej odwiedzane miejsce. Jednak sprzedający twierdzą, że atmosfera ruin sprzyja szerzeniu wiedzy o mazurskich tradycjach - zauważa Monika Ostaszewska-Symonowicz, kustosz szczycieńskiego muzeum.

Katarzyna Mikulak

Justyna Kaczorek

2003.08.13