Teoretycznie jeśli nie w grudniu, to już na pewno w styczniu przychodzą do nas tęgie mrozy.

Hmm, ale nie tym razem!!! Mimo że mamy już za sobą połowę stycznia, mrozów nie tyle nie widać, co nie czuć w najmniejszym nawet stopniu. Nie dalej jak w ubiegłą środę było tak ciepło, że ten i ów oraz owa paradowali po ulicach Szczytna bez żadnego wierzchniego przyodziewku. Panie są wściekłe, bo drogie szynszyle lub norki wiszą bezsensownie w szafach, zamiast na ich ramionach. I nici z zadawania szyku, a przy okazji prysła satysfakcja ze wzbudzania zazdrości u koleżanek. Wszak nic tak nie cieszy, jak to, że ktoś ma gorzej niż my, że jest marniej ubrany, nie ma takiego samochodu, takiej żony czy męża, takiego mieszkania lub willi itp., itd.

Uhaha nasza zima zła

WADLIWA SEGREGACJA

Do redakcji wpadł oburzony jegomość i powiada tak:

- Na ulicy 3 Maja, pod trzynastką, nie przykładają się do segregacji odpadów. Mieszkańcy wystawiają pod dom worki z najrozmaitszym śmieciem, no i paskudnie to wygląda.

Nasz rozmówca dziwił się, że są tacy, którzy nie dbają o estetykę otoczenia. Gdyby wory wrzucili do kontenera, byłoby porządnie, a tak, to szlag go trafia ilekroć przechodzi obok.

Skoro czytelnik zgłosił problem, "Kurek" udał się we wskazane miejsce. Najpierw jednak sprawdziliśmy w "śmieciowym" kalendarzu terminy wystawiania odpadków. Ulica 3 Maja należy wedle wykazu do rejonu 8, a najbliższy dzień zabierania worków przez ZUK w tej okolicy to 11 stycznia.

Była akurat środa - 10, czyli mieszkańcy nieco się pospieszyli, ale parafrazując znane powiedzonko - zawsze to lepiej wcześniej niż wcale. Tyle że wskutek tego pośpiechu nasz rozmówca przez cały dzień, aż do następnego ranka narażony był na przykre widoki - fot. 1.

Warto, będąc już na ul. 3 Maja 13, przy okazji zwrócić uwagę na dość istotny szczegół zaznaczony na zdjęciu białym otokiem. Co to jest takiego?

Ano umyślnie zrobiona ozdobna listewka z haczykami i napisami, którą w całej okazałości widzimy na zdjęciu poniżej - fot. 2.

Owa rzecz ma osobny haczyk na worek ze szkłem, osobny na worek z plastikiem, w końcu na papier. Trzeba zatem raczej pochwalić niż ganić mieszkańców za to dzieło, wszak jest estetyczne, no i trochę kosztowało ich trudu.

Jednak nie popadajmy w przesadę z tymi pochwałami, bo śmieci nie były dokładnie posegregowane. W worku na papier, co zauważył "Kurek", a także na szkło znajdowały się plastikowe butelki.

Zdaniem dyrektora ZUK Andrzeja Pleskota nie jest to jednak aż tak mocno naganne. W bazie jego firmy i tak zatrudnieni są ludzie, którzy jeszcze raz dokładnie segregują odpadki, bowiem pomyłki się zdarzają, ale najwięcej roboty jest z zakrętkami od butelek.

- Mieszkańcy uparcie wrzucają do pojemników na plastiki zakorkowane flaszki, a ponadto wkładają tam i inne tworzywa sztuczne, podczas gdy tak naprawdę powinny zalegać w nich tylko butelki o określonej charakterystyce - tłumaczy "Kurkowi" niektóre aspekty segregacji śmieci.

Wracając zaś do ostrej zimy, to trzeba dodać, że w Szczytnie oraz okolicach znaleźli się i tacy, którzy mimo wszystko przygotowali się na wielkie mrozy, aby nie dać się zaskoczyć. Cóż, te nie przyszły i raczej już nie przyjdą (może w lutym - kto to wie?).

A co z owych przygotowań wynikło, za chwilę.

LEŚNE DZIWOWISKO

W telewizji i w radiu trąbią, że zima jest taka łagodna, że w lasach ponoć są grzyby a nawet jagody(!).

Dziwne to, ale czy prawdziwe? "Kurek" postanowił zbadać stan naszych okolicznych lasów pod względem "ugrzybienia" i mimo czwartkowego deszczu wybrał się na łono natury. W lasach hałas niezmierny, bo leśnicy, korzystając z wyjątkowej aury, robią porządek z drzewostanem - czytaj: powalają łańcuchowymi okropnymi piłami uśpione zimowym snem choinki, a grzybów ni widu. Zamiast tego trafiliśmy na takie dziwowisko - fot. 3.

Oto blisko wsi Siódmak, w lesie leżą sobie w wielkiej gromadzie kartofle pomieszane z jabłkami.

- Co to u licha za wysypisko - "Kurek" łamał sobie nad tym głowę. - Jakiś niezadowolony z jesiennych zbiorów gospodarz wyrzucił od lasu owoce swojej całorocznej pracy?

No i nie dość, że oszpecił las, to go jeszcze solidnie zanieczyścił. Ale nie, jak wyjaśnił mam to jeden z leśnych drwali, jest to "zimowa" karma dla dzików.

Żeby nie musiały grzebać swoimi, za przeproszeniem, ryjami, narażając je na szwank w twardej, skutej mrozem ziemi w poszukiwaniu pokarmu.

No tak, tyle że mrozu nie ma i dzikie świnki grasują radośnie po leśnych, znanych tylko sobie ostępach, ani zerknąwszy na przygotowane im jadło. To gnije z powodu braku mrozów i wydziela dość nieprzyjemną woń.

ZŁAMANY OBCAS

Choć zabrzmi to dosyć makabrycznie, zimowe przygotowania poczyniono także na miejskiej nekropolii, na nowej jej części - fot. 4.

Na fotografii widzimy lokalne podwyższenie terenu. Co to takiego?

Ano warstwa jesiennych liści, która ma chronić grunt przed przemarzaniem. Żeby można było łatwo i bez trudu wykopać dół grzebalny, a potem go zasypać.

Zdarzały się bowiem w przeszłości wypadki, że orszak żałobny już zbliżał się do bram cmentarza, a tam ekipa mimo wielogodzinnego wysiłku nie mogła uporać się z wykopaniem dołu w zestalonym na beton wskutek niskich temperatur gruncie.

Ba, mrozu nie ma, a pochówki są. Zdzisław H., jeden z uczestników całkiem niedawnej uroczystości pogrzebowej odbywającej się na nowej części cmentarza miał tam niemiłą przygodę. Kiedy żałobnicy skupili się wokół mogiły, chcąc niechcąc musiał podobnie jak i inni wstąpić na ową grubą warstwę liści. Zaraz ugrzązł w niej i w zalegającym pod spodem rozmiękłym gruncie i nijak nie mógł oswobodzić nóg. Po kilku próbach udało mu się jednak wydostać z opresji, ale jeden z butów znikł gdzieś w przepastnej liściastej kołderce. W jednym bucie i skarpetce wyglądał arcykomicznie, nie licując z powagą sytuacji i miejsca. Wreszcie, rozgrzebując ochronną warstwę gołymi rękoma, odnalazł trzewik i mógł normalnie opuścić cmentarz.

* * *

Nazajutrz po opisywanym wydarzeniu do redakcji zadzwoniła inna pani, również uczestnicząca w pogrzebie.

- Tuż pod bramą cmentarza (główne wejście od strony ul. Mazurskiej) zalega błoto i wszędzie są dołki zalane wodą opadową. Wpadając do jednego z nich straciłam obcas - zakomunikowała "Kurkowi".

Złożyła nawet skargę w Urzędzie Miejskim na tę okoliczność, ale jak dotąd (upłynął tydzień) odpowiedzi nie otrzymała - dlatego ten jej telefon.

Cóż, gdyby była normalna zima, nie byłoby błota ani kałuż, egro nie doszłoby do tych przykrych wydarzeń. Ogólny wniosek nasuwa się zatem taki: jest zima ostra - źle, nie ma zimy mroźnej - równie niedobrze.

STYCZNIOWE KWIATKI

Kiedy "Kurek" wracał ze styczniowej leśnej wycieczki tuż na obrzeżach lasu pod Szczycionkiem znalazł jednak grzyby, ale niejadalne. Coś z rodzaju opieniek - o brązowej barwie (te na pierwszym planie) i żółtej (rozłożysty kapelusz na drugim planie) - fot. 5.

Jadalnych, typu zielona albo szara gąska nie udało nam się znaleźć, choć wedle opinii grzybiarzy tu i ówdzie można jeszcze je napotkać.

Obiło się także "Kurkowi" o uszy, że gdzieś tam kwitną stokrotki. Bratki, jak wszyscy wiemy, rosną na rondzie.

I jeszcze jedna ciekawostka. Na rozległych gruntach po byłym kombinacie rolnym "Mazury", pod Dębówkiem, mimo że zima jest w pełni, udało się nam zebrać bukiecik styczniowych polnych kwiatków.

Nie wierzycie, Szanowni Czytelnicy? A oto i on - fot. 6.

W głębi fotografii widać pola pod Dębówkiem, gdzie zebrano owe roślinki, a w powiększeniu pączki i rozwinięte już kwiatki na jednej z gałązek bukieciku.

Czegoś podobnego jak dotąd, a to już 18. rok naszej działalności, nie widzieliśmy. Starsi od "Kurka" powiadają to samo.

LISTA ŻYCZEŃ

W środku minionego tygodnia na ul. Targowej pojawiła się równiarka. Kilkukrotny przejazd maszyny w tę i z powrotem spowodował, iż nawierzchnia od razu stała się gładsza - fot. 7.

Klienci i kupcy z targowiska byli zadowoleni z pracy tego mechanicznego potwora, ale gdy "Kurek" zapytał jedną z pań objuczoną torbami pełnymi zakupów, ta odrzekła, że i owszem, będzie tu teraz równiej, ale życzyłaby sobie taką samą maszynę na swojej ulicy.

- A gdzie pani mieszka? - padło pytane z ust innego klienta targowiska.

- Na Wasińskiego - odrzekła i wówczas rozsypał się cały worek życzeń.

- Pani ulica jest w miarę równa, ale nasza - wtrącił ktoś inny - zupełnie beznadziejna.

Potem słychać już było cały chór, że równiarkę trzeba koniecznie skierować na ul. Chopina (końcowy odcinek), na ulice Pomorską, Lwowską, Moniuszki, itp., itd. Lista życzeń nie miała końca.

2007.01.17