Dzięki ostrzeżeniom od współpracujących ze Stefanem Pabisiem funkcjonariuszy UBP i milicji, członkom spółdzielni „Robotnik” udaje się uniknąć aresztowań.

Tym razem kierują się na Warmię i Mazury.

Zapomniany bohater (4)

MŁYN W SZCZYTNIE

W roku 1946 Stefan Pabiś trafia do Szczytna. Na wzór Bobolic próbuje stworzyć tu swego rodzaju azyl dla członków BOA. Po rozmowach z kierownikiem Spółdzielni „Rolnik” Wasalskim przejmuje do remontu młyn (dzisiejszy hotel „Krystyna”). Pozostała część członków BOA miała znaleźć pracę w fabryce mebli. Gdy wszystkie formalności były już załatwione udał się do Lidzbarka po resztę towarzyszy. Wraz z rodziną zamieszkali przez pewien czas u Władysława Borodziuka przy ulicy Żeromskiego. Później przekwaterowali się do budynku przy ulicy Słowackiego. Zajmowali tam całą lewą stronę. W prawej części zamieszkiwali inni ludzie, w tym dwóch milicjantów. Nie przeszkodziło to jednak Pabisiowi w ukrywaniu na drugim piętrze „gości”. Byli to między innymi Edward Kokotko ,,Wrzos”, Wacław Borodziuk – Kasprzycki „Orzeł’’, którzy kwaterowali tam po udanych akcjach w Lidzbarku Warmińskim i Malborku. Część z zdobytych przez nich wtedy pieniędzy przekazanych zostało do Kom. WiN w Białymstoku. Poza tym ze schronienia w domu Pabisiów korzystali także m.in. Werpachowski „Feliks” (brat żony Pabisia) oraz łączniczka WiN z Białegostoku Monika Borys.

Po przeprowadzce Pabiś podjął pracę przy remoncie młyna. Mimo że nie mieli praktycznie nic, rodzina czuła się szczęśliwa, gdyż pierwszy raz od bardzo dawna była w komplecie. Szczęście nie trwało jednak długo.

W październiku 1946 roku do domu weszli ubowcy. W środku zastali jednak tylko Zygmunta, jednego z synów. Postanowili go zabrać ze sobą. Został posadzony na przednim fotelu samochodu. Podczas jazdy po mieście w razie rozpoznania ojca lub któregoś z jego towarzyszy miał ich wskazać. Mimo że jednego z członków organizacji rozpoznał idącego miastem, nikogo nie wydał. Później, już po aresztowaniach, wyszło to na jaw. Został za to pobity i zakrwawiony wyrzucony na ulicę. W czasie tych poszukiwań prowadzonych przez UB Pabiś wraz z innymi członkami znajdowali się na... komendzie milicji. Ekipa wykonywała tam prace remontowe. Tam też zostali aresztowani. Razem z Pabisiem aresztowano tylko dwóch członków BOA – Wacława Sokołowskiego i Pawła Piekarskiego.

ARESZTOWANIE

Po południu tego samego dnia żona Weronika udała się do miejscowego PUBP, chcąc uzyskać jakiekolwiek wyjaśnienia co dzieje się z jej mężem. Tam otrzymała wiadomość, że został on tymczasowo zatrzymany w celu wyjaśnienia pewnej sprawy. Poinformowano ją również o możliwości przynoszenia mu codziennie posiłków. Jednocześnie otoczono rodzinę „ochroną”. Od tej pory w ich domu non stop przebywało czterech funkcjonariuszy UB. Członkowie rodziny byli śledzeni, gdy wychodzili. Chodziło bowiem o wyłapanie innych osób z organizacji, które mogły pojawić się u Pabisiów lub próbować się z nimi spotkać „na mieście”. Wszyscy wtajemniczeni byli jednak o tej sytuacji poinformowani i domu przez ten czas nikt nie odwiedzał. Po trzech dniach rodzina ze swoich źródeł dowiedziała się, że aresztowani zbiegli. Pomimo tego faktu funkcjonariusze nadal okupowali mieszkanie, a żona ciągle nosiła posiłki do aresztu, nie chcąc ujawnić, że wie o ucieczce męża. Taka sytuacja trwała jeszcze około dwóch tygodni, po czym ubowcy wyprowadzili się z mieszkania zaś w areszcie przestano przyjmować posiłki, tłumacząc lakonicznie, że Stefana Pabisia już u nich nie ma.

KOLEJNA UCIECZKA

Jak się później okazało, akcję zorganizował WUBP z Olsztyna. Zaraz po aresztowaniu Pabisia wsadzono na skrzynię otwartego samochodu ciężarowego. Jako jedyny miał skrępowane ręce, a dodatkowo na kolana usiadł mu jeden z ubeków. Samochód jechał bardzo wolno, gdyż droga była wąska i kręta. W okolicach Pasymia Pabisiowi udało się oswobodzić z więzów. Pchnął siedzącego mu na kolanach funkcjonariusza i głośno krzyknął – RAZEM!!!. Na tę komendę wszyscy wyskoczyli z samochodu i zaczęli uciekać do lasu. Ubowcy byli totalnie zaskoczeni. Jadący w kabinie wraz z kierowcą oficer Sałata otworzył chaotyczny ogień z kabiny samochodu. W czasie tej strzelaniny ranny został jedynie w ramię jeden z uciekających. Poza tym w czasie ucieczki omyłkowo zastrzelony został przez swoich jeden z ubeków.

Funkcjonariusze UB po powrocie do Olsztyna w raporcie zgodnie zeznawali, że podczas drogi zostali napadnięci przez silny, uzbrojony oddział bandytów, którzy odbili aresztowanych. Całą prawdę o tym zajściu wyjawił dopiero Pabiś podczas kolejnego aresztowania.

Łukasz Łogmin

(cdn.)

Przy pisaniu artykułu korzystałem z materiałów archiwalnych posiadanych przez syna Stefana Pabisia, Zygmunta. Poza tym posiłkowałem się artykułem zamieszczonym w „Rzeczpospolitej” (dodatek „Plus Minus”) nr 297/4551 z 22 grudnia 1996 r., a także filmem z cyklu „Z archiwum IPN” pt. „Oddział BOA”.