Iwona Nadrowska z Wawroch z powodu uzależnienia od alkoholu straciła niemal wszystko, co w życiu ważne – prawo do czworga swoich synów, dobrą opinię wśród sąsiadów i mieszkanie. Przeszło półtora roku przesiedziała w więzieniu za znęcanie się nad dziećmi. Teraz, po powrocie na wolność, zamierza zawalczyć o swoją drugą szansę

i odzyskać synów.

Iwona Nadrowska z Wawroch z powodu uzależnienia od alkoholu straciła niemal wszystko, co w życiu ważne – prawo do czworga swoich synów, dobrą opinię wśród sąsiadów i mieszkanie. Przeszło półtora roku przesiedziała w więzieniu za znęcanie się nad dziećmi. Teraz, po powrocie na wolność, zamierza zawalczyć o swoją drugą szansę i odzyskać synów.

Chce dostać drugą szansę

PIWO ZAWSZE BYŁO W LODÓWCE

Małe mieszkanie na piętrze budynku dawnej szkoły w Wawrochach, do którego wiodą strome, drewniane schodki. Już przed wejściem słychać ujadanie Pusi, suczki przygarniętej przez Iwonę Nadrowską, która 22 grudnia wróciła z trwającej ponad półtora roku odsiadki w więzieniu w Ostródzie.

– To teraz moja jedyna towarzyszka, przynajmniej mam z kim porozmawiać – mówi kobieta o psie. Patrząc na lokatorkę tego skromnego mieszkania, trudno uwierzyć, że pod wpływem alkoholu znęcała się nad swoimi dziećmi, przez co straciła prawa rodzicielskie. Po trzeźwemu wydaje się zwyczajną, ale ciepłą i serdeczną kobietą. – Piłam okropnie. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że jestem alkoholiczką. Uważałam, że się nie upijam, ale piwo zawsze stało u mnie w lodówce – mówi o swoim uzależnieniu. Iwona Nadrowska ma dziś 37 lat. Pochodzi z Wawroch, tu mieszkają także jej rodzice, którym jeszcze jako nastolatka pomagała w prowadzeniu gospodarstwa rolnego. Nie miała skończonych 18 lat, gdy we wsi powstała rozlewnia piwa. Iwona podjęła tu pracę.

– I właśnie tam zaczęło się moje picie. Alkohol był na porządku dziennym – wspomina. Przepracowała w rozlewni prawie rok, awansując na stanowisko operatora maszyn myjących. W końcu zrezygnowała z tej posady, czując, że nie daje sobie już rady. Był początek lat 90. Zatrudniła się w Lenpolu, ale i tu nie zagrzała długo miejsca.

– Porzuciłam tę pracę z powodu picia – przyznaje.

WYROK ZA ZNĘCANIE

Przez jakiś czas pracowała także w rozlewni napojów w Korpelach, ale zakład szybko upadł. Bezrobotna Iwona mieszkała wtedy cały czas z rodzicami i nadal popijała. Problem z alkoholem mieli zresztą również jej brat i siostra. Piętnaście lat temu na dyskotece w Lipowcu poznała Cezarego. Pochodził z Zabiel i pracował w melioracji przy wykaszaniu rowów. Zostali parą. Zamieszkali u rodziców Iwony, w Wawrochach. Po trzech latach urodził się im pierwszy syn, Daniel. Potem na świat przyszło jeszcze trzech chłopców. Kiedy mieszkali u rodziców, ciągle dochodziło do awantur z siostrą. W końcu Iwona wraz z konkubentem i dziećmi przeniosła się na stancję do Łuki.

– Wynajmowaliśmy taki stary, drewniany dom. Wtedy jeszcze aż tak nie piłam, żeby tracić nad sobą kontrolę – wspomina kobieta. Przez cały czas nie pracowała zawodowo, korzystała z zasiłku dla samotnych matek. Stopniowo jednak popadała w coraz głębszy nałóg, w czym „pomagał” jej dodatkowo nie stroniący od procentowych trunków konkubent. Po pijanemu stawała się agresywna, wyładowując całą swoją złość na dzieciach. Kobieta przyznaje, że będąc pod wpływem alkoholu biła chłopców. W domu nieraz interweniowała policja. W 2006 roku Iwona Nadrowska dostała wyrok dwóch lat pozbawienia wolności za psychiczne i fizyczne znęcanie się nad dziećmi w zawieszeniu na pięć lat. Rodzina znalazła się pod stałym nadzorem kuratora. Nic to jednak nie dało.

– Kurator przyjeżdżała i widziała u mnie piwo. Iwona Nadrowska podjęła próbę leczenia - przez piętnaście miesięcy miała wszyty esperal, uczęszczała też na spotkania anonimowych alkoholików. Na odwyku był też jej towarzysz życia, ale, podobnie jak i ona, z nałogiem nie zerwał. Po pewnym czasie oboje znów zaczęli pić. Pewnego dnia w Iwonę uderzył pijany kierowca. Ona zresztą także była nietrzeźwa. W wyniku wypadku doznała urazu głowy i ręki.

– Wtedy już nie mogłam sobie poradzić, straciłam kontrolę nad piciem – mówi.

TRZY PROMILE

Po pięciu latach spędzonych w Łuce, skończyła się umowa najmu mieszkania, a jego właściciel zdecydował się je sprzedać. W 2007 r. Iwona dostała liczący 38 m2 lokal w dawnej szkole w Wawrochach. Zamieszkała tu wraz z dziećmi i konkubentem. Chciała go zameldować, na co gmina Szczytno, właściciel lokalu, nie wyrażała zgody. W mieszkaniu ciągle dochodziło do awantur, czego nie mogli wytrzymać sąsiedzi. Interwencje policji były tu już niemal na porządku dziennym. Pod koniec października 2007 roku Iwona po raz kolejny się upiła. Dwóch synów spało wtedy u jej rodziców, dwaj pozostali byli u siostry jej konkubenta. Ta jednak przyjechała do Wawroch i zobaczyła, w jakim stanie jest matka dzieci.

– Wezwała policję i pracowników centrum pomocy rodzinie. A ja uważałam, że nie jestem pijana. Tymczasem miałam ponad trzy promile – wspomina kobieta. Po tym incydencie ona i jej konkubent stracili prawa rodzicielskie, a chłopcy trafili do rodzin zastępczych – jeden mieszka u matki swojego ojca w Zabielach, drugi u jego siostry w Borkach Wielbarskich a dwaj są w Dźwierzutach.

WIĘZIENIE I EKSMISJA

Iwonie Nadrowskiej odwieszono wyrok i 3 marca 2008 roku poszła do więzienia w Ostródzie. Miała tam przebywać do początku marca tego roku, jednak ze względu na dobre sprawowanie wyszła na wolność 22 grudnia. W czasie odsiadki była na leczeniu odwykowym w Grudziądzu, poprzez radcę prawnego podjęła również pierwsze starania o nawiązanie kontaktów z synami. Kiedy siedziała w więzieniu, zapadł wyrok o eksmisję z mieszkania w Wawrochach. Sąd nie przyznał Iwonie Nadrowskiej prawa do lokalu socjalnego. Teraz, po odbyciu kary, sprawa mieszkania spędza kobiecie sen z powiek. Wcześniej gmina proponowała jej lokum w Piecuchach.

– Bardzo się z tego ucieszyłam, bo pomyślałam, że zmiana otoczenia dobrze mi zrobi – mówi. Z tych planów nic jednak nie wyszło. Kobieta zajmuje na razie dotychczasowe mieszkanie. Wkrótce jednak zostanie ono podzielone – do jedynego pokoju będzie dokwaterowany sąsiad z dołu, a Iwonie Nadrowskiej pozostanie do dyspozycji tylko pomieszczenie służące jej obecnie za kuchnię. Kobieta nie chce się zgodzić na takie rozwiązanie. Boi się, że to przekreśli jej szanse na odzyskanie dzieci.

– Żaden sąd nie zgodzi się, by zamieszkały w takich warunkach. Teraz w lokalu nie ma nawet łazienki – kobieta kąpie się u rodziców, a nieczystości w wiaderku wynosi do lasu.

KAŻDY CZŁOWIEK BŁĄDZI

Kobieta deklaruje, że definitywnie zerwie z nałogiem, by odzyskać swoich synów.

– Wiem, że bardzo ich skrzywdziłam, demoralizowałam, bo widzieli, jak matka pije. Ale wierzę, że można to wszystko jeszcze naprawić – mówi. Najpierw zamierza złożyć wniosek o widzenia z synami. Liczy na to, że z czasem będą mogli ją odwiedzać, a w końcu wrócą do niej na stałe. Teraz Iwona jest sama, bo konkubent w listopadzie poszedł do więzienia za jazdę pod wpływem alkoholu. Ci, którzy znają kobietę twierdzą, że jeśli wróci, znów może wciągnąć ją w nałóg. Ta jednak zapewnia, że wytrwa w trzeźwości.

– Zrobię wszystko, żeby odzyskać to, co straciłam – miłość dzieci i moich rodziców, zaufanie ludzi – deklaruje. O tym, że Iwonie Nadrowskiej należy się jeszcze jedna szansa, przekonany jest sołtys Wawroch, Stanisław Turski.

– Każdy człowiek błądzi, ale przecież można to naprawić. Trzeba dać szansę dziewczynie – mówi. Według niego byłoby jej łatwiej, gdyby miała lepsze warunki mieszkaniowe.

– Jestem za tym, by gmina jakoś pomogła tej kobiecie, bo co to za życie w tym jednym pokoiku - dodaje sołtys.

NIECH POKAŻE, ŻE SIĘ POPRAWIŁA

Tymczasem wójt gminy Szczytno Sławomir Wojciechowski przekonuje, że w stosunku do Iwony Nadrowskiej on i podlegli mu pracownicy wykazali dużo dobrej woli. Przypomina, że zapewniono jej dach nad głową, mimo że wyrok sądu pozbawił ją prawa do lokalu socjalnego.

– Pani Nadrowska ma gdzie mieszkać i nikt jej stamtąd nie wyrzuci. Teraz musi dbać o ten lokal i pokazać, że naprawdę się poprawiła – mówi wójt. Jego zdaniem na razie jest jeszcze za wcześnie, by składać jakiekolwiek deklaracje dotyczące ewentualnej dalszej pomocy kobiecie.

– Nie skreślam jej, ale poczekajmy pół roku i wtedy zobaczymy, co dalej – słyszymy od Sławomira Wojciechowskiego. Kierownik Gospodarstwa Pomocniczego „Mazur” Gminy Szczytno, Aleksander Godlewski dodaje, że zasoby mieszkaniowe gminy są bardzo skromne, a podań o lokale – całe mnóstwo. Do tego dochodzi jeszcze konieczność egzekwowania wyroków sądowych o eksmisje.

– Musimy dzielić to, co mamy – tłumaczy konieczność podziału mieszkania zajmowanego przez Iwonę Nadrowską. Jednocześnie zapewnia, że w tym roku lokal zostanie wyposażony w łazienkę. Przypomina też, że gmina już raz dała kobiecie szansę, przydzielając jej właśnie to mieszkanie po tym, jak wyprowadziła się ze stancji w Łuce.

– Wtedy z niej nie skorzystała, ale my nadal wyciągamy do niej rękę – mówi Aleksander Godlewski.

Ewa Kułakowska / fot. A. Olszewski