Na obrzeżach Małej Bieli

Mała Biel, o czym już wielokrotnie pisaliśmy, doczekała się wreszcie porządnego zagospodarowania. Miasto wybudowało tu ładną ścieżkę dydaktyczną z tablicami informacyjnymi, powstały nowe alejki, drewniane kładki, stanęły kosze na śmieci. Niby więc wszystko jest w porządku, schludnie i estetycznie, nic, tylko chwalić. Okazuje się jednak, że nie do końca. Na obrzeżach Małej Bieli, pomiędzy ulicą Polską a ul. Leyka biegnie niepozorna uliczka nosząca nazwę Sportowej. Jedynym obiektem znajdującym się na jej obszarze jest kompletnie zrujnowana stara kuźnia.

Stan obiektu od dłuższego już czasu woła o pomstę do nieba. Zapadający się dach kryty papą, odpadający całymi płatami tynk i gołe cegły świadczą o tym, że naprawdę niewiele trzeba, aby całość lada moment się zawaliła – fot. 1. Jakiś czas temu ktoś wywiesił nawet w jednym z „okien” tabliczkę informującą o zagrożeniu, jakie stwarza przebywanie w pobliżu oraz w samym budynku. To jednak, naszym zdaniem, za mało, ponieważ obiekt nie został w żaden inny sposób zabezpieczony przed ciekawskimi. Łatwo do niego wejść, bo drewniane, także mocno zniszczone wrota, mimo wiszącej na nich kłódki są otwarte. Budynek marnie, nawet jeszcze gorzej niż od ulicy, prezentuje się także od strony Małej Bieli – fot. 2. Warto, by służby miejskie w końcu zainteresowały się tą niezabezpieczoną ruiną. Tymczasem na tym wątpliwych atrakcji tej okolicy nie koniec. Jeden z przechodniów, widząc, jak robimy zdjęcia zrujnowanemu budynkowi, poradził, by pójść kawałeczek dalej i uwiecznić stosy śmieci i gruzu pływające w bagnistej wodzie.

Rzeczywiście, widok, jaki zastał tam „Kurek”, zupełnie nie licuje z charakterem zadbanej części Małej Bieli, a to w końcu ten sam, cenny przyrodniczo teren. Pomiędzy opisywaną ruderą a budynkami na ul. Leyka funkcjonuje coś na kształt dzikiego miniwysypiska. To tutaj zwożone są odpady po remontach – cegły, gruz, ale także stare urządzenia RTV, meble, szkło – fot. 3. Część tonie w bajorku, pozostałe walają się na zrytym oponami jakichś ciężkich samochodów czy ciągników brzegu. Stąd przyszła nam do głowy pewna myśl, a właściwie podpowiedź, zainspirowana informacją, jaką dostaliśmy z Urzędu Miejskiego. Otóż w dniach 19 – 29 kwietnia trwa akcja Wiosennego Sprzątania Warmii i Mazur. W tym roku w czwartek 22 kwietnia miejska delegacja udała się z porządkową misją do lasu na ul. Ostrołęckiej oraz do Leśnictwa Gizewo. Może warto, by odwiedzić także nieprawdopodobnie zaśmiecone obrzeża Małej Bieli i tu też trochę posprzątać …

ŁADNIE, ALE CZY PRAKTYCZNIE

Wielkimi krokami zbliża się długi majowy weekend. W sobotę 1 maja burmistrz miasta dokona uroczystego otwarcia pasażu przy ruinach zamku. Z tej okazji, trochę jak za starych czasów, trzeba wcześniej wszystko przygotować, wypucować, aby na ten szczególny moment każdy detal był dopięty na ostatni guzik.

Tu uczciwie trzeba przyznać, że ogólnie pasaż prezentuje się bardzo elegancko i tylko się cieszyć, że Szczytno wreszcie się doczekało zagospodarowania brzegów naszych jezior. „Kurek” nie byłby sobą, gdyby nie zauważył jednak pewnych niedociągnięć. Otóż w bliskim sąsiedztwie przyjeziornych, nowych ścieżek, na tyłach posesji znajdującej się na ul. Sienkiewicza, stoi kontener tak przepełniony śmieciami, że spora ich część się w nim nie mieści. - fot. 4. Kiedy byliśmy tam w minioną środę, obok walały się jeszcze resztki obudowy jakiegoś starego telewizora. I tym sposobem po jednej stronie mamy widok na jezioro i obsiany trawą brzeg, a po drugiej – wypadające ze śmietnika odpadki. Warto też zaznaczyć, że środowy obrazek nie należy niestety do jakichś jednorazowych, pojedynczych przypadków. Zapełniony kontener można tu oglądać bardzo często. Jeśli chodzi o zapowiadane otwarcie pasażu, to zapewne z myślą o uroczystości odmalowano także miejskie molo. Trochę przypomniało nam to bielenie krawężników przed pochodami pierwszomajowymi – któż z młodych Czytelników wie, cóż to w ogóle było? Teraz molo nie jest już ciemnobrązowe, lecz białe niczym śnieg – fot. 5.

Chyba nigdy, jak daleko sięgniemy pamięcią, nie miało ono takiego właśnie koloru. Na pewno wygląda ładnie, ale czy to praktyczne rozwiązanie? Mamy pewne wątpliwości. Na białej powierzchni każde zabrudzenie, każdy najmniejszy ślad będzie bardziej rzucał się w oczy. Na dodatek, niektórzy młodzi ludzie mają niedobry zwyczaj siadania na oparciach wszelkiego rodzaju ławek i siedzeń, umieszczając nogi na częściach przeznaczonych właśnie do siedzenia, zostawiając potem odciski swojego obuwia. Oczywiście nie pochwalamy takich zachowań, ani nikomu ich nie podpowiadamy, ale przecież wiadomo, że każdą ewentualność trzeba brać pod uwagę. Białe jest także molo przy bazie wodnej MOS-u, ale ono ma bardziej zamknięty charakter, stąd jasna barwa może dłużej pozostać niezabrudzona.

ZAGADKOWE ZAŚMIECANIE

Na początku kwietnia pisaliśmy o tym, jak na drodze do Siódmaka oraz w okolicznym lesie ktoś porzucił, i to kilka razy, dużą liczbę zużytych pampersów. Mieszkańcy wsi zebrali się wtedy, by posprzątać las, a sołtys Marianna Sadowska zawiadomiła o złośliwym zaśmieceniu służby w starostwie.

Te, po przybyciu na miejsce, uprzątnęły teren. Wydawałoby się więc, że problem został raz na zawsze rozwiązany, tymczasem... Kilka dni temu do naszej redakcji dotarł mail nadesłany przez Czytelniczkę, która w minioną środę wybrała się na przejażdżkę rowerem w kierunku Strugi. „Bardzo mnie zaniepokoiło to, co zobaczyłam. W rowach leżały pampersy, zapewne zużyte” - pisze w swoim mailu. Zaznacza przy tym, że było ich tam całe mnóstwo, rozrzuconych w promieniu kilkudziesięciu metrów. Nasza Czytelniczka, domagając się surowego ukarania sprawcy bałaganu, zastanawia się, czy pampersy wyrzuciła jakaś osoba prywatna czy też może pochodzą one z jakiejś instytucji – zdaniem naszej informatorki żadne dziecko w ciągu paru dni nie zużyje tylu pieluszek. Postanowiliśmy pójść tropem tego sygnału i wybraliśmy się nad Strugę. Faktycznie, w rowach tuż za przejazdem kolejowym na Wielbark co kilka, kilkadziesiąt metrów rozrzucone są pampersy – fot. 6. Sprawa jest zastanawiająca, tym bardziej, że przecież niedaleko stąd doszło do pierwszego takiego zaśmiecenia lasu i drogi. To może wskazywać, że pieluszki wtedy i teraz wyrzuciła jedna i ta sama osoba.

CHODNIKOWA PUŁAPKA

Kilka dni temu jeden z mieszkańców chodzących często ulicą Sobieszczańskiego zaalarmował nas, że w pobliżu DPS-u, tuż obok sygnalizatora świetlnego, z chodnika wystaje metalowy pręt.

Ostro zakończona, a w dodatku niewidoczna po ciemku przeszkoda może stanowić poważne zagrożenie dla przechodniów. Wystarczy, że ktoś w porę nie spojrzy pod nogi i nieszczęście gotowe – w tej sytuacji łatwo przecież o zranienie, lub zahaczenie nogą o pręt i upadek. Rzeczywiście, kiedy przyjechaliśmy na miejsce, zastaliśmy tam coś na kształt zniszczonego słupka po znaku drogowym – fot. 7. Podobnie jak nasz Czytelnik uważamy, że jest to niebezpieczne i apelujemy do odpowiednich służb o usunięcie chodnikowej pułapki.

(ew), MRP