- Wójt Budny robił, co chciał, a my nie mieliśmy wyboru. Okłamywał nas, że na budowę hali uda się uzyskać dofinansowanie w wysokości 66%, podczas gdy dokumenty ministerstwa sportu mówiły co innego - mówi w rozmowie z "Kurkiem" była przewodnicząca Rady Gminy Jedwabno Maria Pyrzanowska.

Nie mieliśmy wyboru

- Nowy wójt Jedwabna ma problem, bo musi kontynuować budowę hali sportowej rozpoczętą przez swojego poprzednika. Inwestycja, która pochłonie około 7 mln zł blokuje inne, a na dodatek przyczynia się do zadłużenia samorządu. Wielu mieszkańców ma w związku z tym pretensje do radnych poprzedniej kadencji o to, że nie przeciwstawili się byłemu wójtowi i zgodzili się na wpisanie do budżetu tego zadania.

- Trzeba zacząć od tego, że kiedy się przyjmuje budżet i zaplanowane w nim inwestycje, to tam jest kilkanaście pozycji zwartych w załączniku inwestycyjnym. W momencie przyjmowania budżetu na 2010 rok znalazły się w nim zadania, takie jak budowa kanalizacji Burdąg – Małszewo – Waplewo. Na to mieliśmy już zaakceptowany wniosek na ponad 3 mln złotych. Podobnie było w przypadku dokończenia remontu świetlicy wiejskiej w Burdągu, gdzie gmina miała szansę dostać 300 tys. złotych oraz wodociągu w Małszewie, Dzierzkach i Nowym Dworze. Nieprzyjęcie całego załącznika inwestycyjnego zastopowałoby te zadania, a przecież mieliśmy już przyznane na nie pieniądze unijne. Nikt z nas, radnych ani mieszkańców nie dopuszczał do siebie myśli, że wójt Budny, zamiast realizować inwestycje, na które ma środki zewnętrzne, weźmie się za budowę hali.

- Czy nie mogliście w takim razie spowodować, by zadanie to wykreślić z załącznika inwestycyjnego, a pozostawić w nim te, na które były zagwarantowane środki?

- My o tym mówiliśmy, ale dokumenty na wniosek wójta przygotowuje skarbnik. Tak było też w przypadku załącznika inwestycyjnego. Żadne nasze uwagi nie zostały uwzględnione. Wójt Budny robił, co chciał, a my nie mieliśmy wyboru. Okłamywał nas, że na budowę hali uda się uzyskać dofinansowanie w wysokości 66%, podczas gdy dokumenty ministerstwa sportu mówiły co innego. Naszym zdaniem lepszym rozwiązaniem byłaby budowa zwykłej sali sportowej, adekwatnej do potrzeb naszej gminy.

- Nowy wójt, Krzysztof Otulakowski chce w części pomieszczeń budowanej hali urządzić sale lekcyjne dla uczniów klas I – III. Co Pani sądzi o tym pomyśle?

- To bardzo dobre rozwiązanie. W pierwotnym projekcie było kilka sal konferencyjnych, które, nie oszukujmy się, nie byłyby wykorzystywane, bo lepsze warunki do tego są chociażby w pobliskich ośrodkach wypoczynkowych. Teraz rada i wszyscy, którzy mają pomysły, powinni siąść i pomyśleć nad tym, jak wykorzystać halę. Na miejscu wójta ogłosiłabym coś w rodzaju konkursu ofert na zagospodarowanie tego obiektu. W budżecie szkoły utrzymanie tak ogromnej hali będzie dużym obciążeniem.

- Ostatnio zrobiło się głośno na temat zmian kadrowych w urzędzie. Z pracy odeszło dwóch pracowników oraz skarbnik gminy.

- Dziwię się, gdy czasami słyszę od niektórych mieszkańców, że żałują panów Jankiewicza i Żywicy. Przecież na te osoby co najmniej od dziesięciu lat były skargi i ludzie oczekiwali ich zwolnienia jeszcze przez wójta Budnego. Zresztą w żadnym zakładzie pracy nikt nikomu nie obiecuje doczekania emerytury. Wszędzie trzeba się rozwijać, uczyć, nie można być rutyniarzem. Należy też pamiętać, że to urzędnik jest dla ludzi, a nie na odwrót. Jeśli chodzi o panią skarbnik, to osobiście trochę jej żałuję. Pamiętam jednak, że kiedy obejmowała swoją funkcję, to dwa razy pytałam ją, czy sobie poradzi. Odpowiadała, że tak, ale nie do końca tak było.

- Na forach internetowych pojawiają się krytyczne uwagi mieszkańców na temat nowej dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury. Ich zdaniem nic się w nim nie dzieje, w porównaniu np. do czasów, gdy kierowała nim Jolanta Pietruczuk.

- Nowa dyrektor jest dopiero dwa miesiące. To bardzo krótko. W dodatku po poprzednim dyrektorze ma wiele spraw papierkowych do uporządkowania. Poza tym zawsze w okresie wczesnowiosennym w GOK-u niewiele się działo. W poprzedniej kadencji mieszkańcy przyzwyczaili się do częstych imprez. Może będę nieskromna, ale było to zasługą nie tylko pani Pietruczuk, ale też radnych i sołtysów. Do tej pory nie widzę takiej aktywności nowych członków rady. Powinni utrzymywać kontakt ze społeczeństwem tak jak my to robiliśmy. Na pewno wiele zależy tu od przewodniczącej i przewodniczących komisji.

- Co zadecydowało o tym, że nie weszła Pani do nowej rady?

- Nie wiem. Może spowodowały to plotki rozsiewane przez trzech innych kandydatów na wójta? Tak mnie się bali, że robili wszystko, żebym nie weszła. Ale może dobrze się stało. Im więcej nowych osób zetknie się z pracą radnego, tym lepiej. Zresztą nie straciłam kontaktu z samorządem, bo zostałam sołtysem Pidunia. Można więc powiedzieć, że pracę, którą wykonywałam jako przewodnicząca, wykonuję nadal.

Rozmawiała:

Ewa Kułakowska