Zwykle kominek, piec czy kuchenka kojarzą się z przyjemnym ciepełkiem. O ile oczywiście wcześniej zadbamy o ich dobry stan techniczny. Skutki niedbalstwa znają ci, którzy przeżyli pożar sadzy w przewodach kominowych oraz strażacy i kominiarze. Ich ostrzeżenia wciąż jednak padają w próżnię.

Pożar na własne życzenie

Chuchanie na zimne

Tylko w październiku br. na terenie naszego województwa strażacy gasili 75 pożarów, powstałych na skutek wad instalacji grzewczych. W naszym powiecie w tym sezonie już pod koniec września zapaliły się sadze kominowe w budynku na ul. Wieniawskiego. Od tego czasu w strażackich "kronikach" odnotowano jeszcze dwa podobne pożary w Szczytnie, jeden w Szuci (gm. Jedwabno) i w Wielbarku. Najczęstsze przyczyny to używanie uszkodzonych pieców czy kuchenek i eksploatacja zanieczyszczonych i nieszczelnych przewodów kominowych.

- Od lat przypominamy właścicielom i administratorom domów, że mają obowiązek dbania o przewody kominowe. Do ludzi to jednak nie dociera. Tylko ci, którzy na własnej skórze odczuli skutki pożaru sadzy, mówią mi potem, że zawsze już będą pamiętać o przeglądzie - mówi kapitan Jacek Matejko ze szczycieńskiej straży pożarnej.

Gdy zapalą się sadze w zanieczyszczonym kominie, następuje gwałtowny wzrost temperatury do nawet 1000 stopni. Największe przerażenie budzi metrowy słup ognia nad kominem. Palące się zbitki sadzy są wyrzucane na zewnątrz i rozrzucane w promieniu kilkunastu metrów. Zagrożone więc są także sąsiednie budynki. Taki pożar, chociażby ugaszony w zarodku, pociąga za sobą dalsze konsekwencje.

- Pod wpływem wzrostu temperatury przewód rozszerza się, a potem kurczy. Odpada zaprawa i pojawiają się nieszczelności. Przy dalszej eksploatacji iskry przedostają się na poddasze i stwarzają większe zagrożenie. I - co ważne - pożaru sadz nie można gasić wodą, bo różnica temperatur po prostu rozsadzi komin - ostrzega strażak.

Trochę przepisów

Obowiązek dbania o przewody kominowe nakłada rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych, ostatnio nowelizowane w czerwcu br. Zgodnie z nim zanieczyszczenia przewodów od palenisk na olej opałowy i paliwo gazowe muszą być usuwane co najmniej dwa razy do roku, od palenisk na drewno i węgiel - co najmniej cztery razy na rok, z przewodów wentylacyjnych - co rok. W placówkach żywienia zbiorowego - a więc wszelkiego rodzaju restauracjach, stołówkach, hotelach - przewody kominowe powinny być czyszczone co najmniej raz w miesiącu.

W kodeksie wykroczeń czytamy natomiast, że "użytkowanie niesprawnych przewodów kominowych stanowi wykroczenie". I dalej - "kto utrudnia okresowe czyszczenie kominów lub nie dokonuje bez zwłoki naprawy uszkodzeń komina i wszelkich przewodów dymowych podlega karze grzywny lub karze nagany". Mandat może sięgnąć nawet 500 zł. Co prawda kominiarze nie świadczą swych usług za darmo, bo koszt przeglądu to kilkanaście zł. Ale to niewiele, jeśli wziąć pod uwagę, że w pożarze spowodowanym zapaleniem sadz można stracić do kilkuset tysięcy zł.

- Przeglądu może dokonać tylko osoba posiadająca kwalifikacje mistrza kominiarstwa - podkreśla zastępca prezesa spółdzielni "Kominiarz" Andrzej Wilczek. ostrzegając, że ów warunek nie zawsze jest spełniany przez firmy świadczące kominiarskie usługi. Na naszym terenie istnieją dwie takie firmy, swoją działalność prowadzą też konkurenci z odleglejszych miast.

Ryzykowna oszczędność

Placówki gastronomiczne i inne zakłady pracy zwykle przestrzegają swych obowiązków. Gorzej sprawa ma się w przypadku "zwykłych" mieszkańców miasta i powiatu. Mistrz kominiarski ocenia, że w siedmiu na dziesięć przypadków gospodarz domu nie wyraża zgody na przeprowadzenie przeglądu. Najczęściej jest to tłumaczone po prostu brakiem pieniędzy.

- O przeglądach i czyszczeniu częściej pamiętają ci najmniej zamożni. Inni uważają, że skoro nic niepokojącego się nie dzieje, to nie ma potrzeby wydawania pieniędzy - zauważa Wilczek. W sytuacji, gdy właściciel mieszkania na własną odpowiedzialność odmówił przeglądu, po pożarze ma nikłe szanse odzyskania strat od firmy ubezpieczeniowej.

Z kamerą do komina

W szczycieńskiej spółdzielni pracuje zaledwie dwóch kominiarzy, w razie potrzeby ściąga się ich z innych rejonów. Być może parających się tym zawodem byłoby więcej, gdyby kilkanaście lat temu nie rozwiązano jedynej szkoły kominiarskiej w Gdańsku. Wkrótce jednak spółdzielnia zamierza przyjąć nowych adeptów tej sztuki. Żeby zostać kominiarzem, wystarczy odbyć sześciotygodniowy kurs (na koszt spółdzielni) i przejść badania lekarskie. Ten czas wystarczy, by poznać tajniki czyszczenia kominów bądź dokonywania specjalistycznych ekspertyz. A te - co ciekawe - przeprowadzane są specjalną kamerą, którą dwa lata temu szczycieńscy kominiarze dostali od swych niemieckich kolegów po fachu.

* * *

Podobno kominiarz przynosi szczęście. Jeśli za to szczęście uznać zabezpieczenie przed pożarem, to w przysłowiu tkwi wcale nie małe ziarno prawdy.

Katarzyna Mikulak

2003.11.19