Prima Aprilis

Przyznaję się: jestem naiwny. Daję się łatwo nabierać. Szczególnie dziewczynom. Trudno mi też uwierzyć, że ktoś może kłamać w tak zwane żywe oczy. Zdaje się jednak, że mój okres naiwności powoli mija. Zdarza mi się bowiem, że oglądając telewizję, szczególnie publiczną, odnoszę wrażenie, że mnie ktoś nabiera, że - jak to w moich szkolnych czasach bywało - nagle usłyszę: "Prima Aprilis, nie wierz, bo się pomylisz!" Zamiast tego, na przykład w czasie przesłuchań przed Komisją Specjalną słyszę "nie pamiętam". Tacy primaaprilisowi kawalarze. Na dodatek 1 kwietnia rozciąga się u niektórych niemal na cały rok. Podejrzewam, że tylko rozmowy o pieniądzach traktują poważnie. Niestety, nie mam takich cech charakteru jak oni. Ze zdziwieniem więc dowiedziałem się, że niektóre artykuły w poprzednim numerze "Kurka" to primaaprilisowe żarty.

... Z pieca spadło

Budowle z odzysku

Sam niedawno proponowałem, aby odkupić jakiś niewielki budyneczek po upadłej spółdzielni inwalidów i tanim kosztem, przy pomocy organizacji pozarządowych przysposobić go na schronisko dla bezdomnych. Teraz czytam w "Kurku", że odkupienie "pustostanów" od dotychczasowych właścicieli, to wcale nie tak wielkie pieniądze, a przerobienie ich na mieszkania zastępcze też nie kosztowałoby bajońskich sum. Okazuje się jednak, że ten artykuł - to żart pierwszokwietniowy. Nigdy bym nie przypuszczał, szczególnie, że zimowy okres ochronny na mieszkaniowych dłużników właśnie minął i od teraz będzie ich można wyeksmitować na bruk. Tak po prostu. Z szafami, tapczanami, stołami, krzesłami; z ciuchami zawiniętymi w węzełek. Z ostatnim bochenkiem chleba w foliowej torebce i ze starą babcia, która w przeciwieństwie do niektórych "utrwalaczy władzy ludowej" jest zupełnie bez emerytury, bo zawsze, jako prawdziwa kobieta, była "przy mężu" i wychowywała dzieci, a potem dzieci ich dzieci i zapracować na emeryturę, nawet najskromniejszą, nie miała kiedy. I oczywiście razem z dziećmi, które i tak w szkole przechodzą gehennę, bo zdecydowanie odbiegaja od rówiesników pod względem ubioru, nie maja drugich śniadań, a nawet pierwszych. A także z psem i kotem - bo zwierzęta w przeciwieństwie do ludzi nigdy nie opuszczają przyjaciół. Znajdą się na bruku, być może nawet na ulicy, przy której stoją puste biurowce, ofiary planowej i jedynie słusznej polityki ekonomicznej.

Czy to dziwne, że dałem się nabrać, gdy przeczytałem o zagospodarowaniu tych obiektów?

Tulipanowa promenada

Czy to dziwne, że budowa amfiteatru, promenady wokół jeziora, setki tulipanów i innych kwiatów przy zadbanych spacerowych ścieżkach nie brzmi w moich uszach jak żart primaaprilisowy? Dla mnie nawet marzenia o kanale łączącym jeziora Domowe, Małe i Duże wcale żartem nie jest, a raczej wprost przeciwnie - ich brak napawa mnie smutkiem. Nie dziwię się temu, że każdy, ale to dosłownie każdy, kto stanowi miejscową władzę powinien zrobić wszystko, aby doprowadzić do powstania, budowy bądź uporządkowania terenów przyjeziornych. Wierzę nawet, że ktoś kto doprowadzi do pobudowania amfiteatru i z pożytkiem dla miasta go zagospodaruje wymyślając imprezę, która ściągnie do nas turystów z najdalszych krańców Polski, co ja mówię, z całej Europy, bo przecież Unia czai się za węgłem, powinien otrzymać tytuł "Honorowego Obywatela Szczytna". Chciałbym dożyć chwili, kiedy nasi goście zza zachodniej granicy, a którzy zostali zmuszeni do wyjazdu czy wyjechali za chlebem do Niemiec, z dumą będą pokazywać przepiękne Szczytno swoim nowym niemieckim sąsiadom: "Patrzcie i podziwiajcie, ja w tych okolicach się urodziłem". Nie zdziwiło mnie więc, że burmistrz znalazł sponsora w Holandii i że "wespół zespół" coś z tym fantem, jakim są miejskie jeziora zrobimy. To wcale nie żart - tak być powinno. A może wystarczy odrobina więcej wysiłku i dobrej woli?

Dobroczyńcy

Jak tu nie uwierzyć, że pomoc naszego, bo "domowego chowu" posła miałaby się przyczynić nie tylko do budowy sali gimnastycznej, ale także amfiteatru wcale nie jest żartem. Na dodatek, jest moim ulubionym posłem bo o "ludzkiej twarzy". Sam przechadzając się niejednokrotnie po mieście miałbym ochotę tę czy inną panienkę klepnąć po tyłku i to wcale nie z naganą, a z uczuciem tak jakbym jej chciał powiedzieć: "jesteś piękna". W moich oczach poseł nabrał więc jakiegoś ludzkiego wymiaru, stał się mi bliższy, bo okazał się człowiekiem takim jak ja, ma zwyczajne ludzkie odruchy. A tu jeszcze - czytam w "Kurku" - chce pomóc. Jak w to nie uwierzyć?

Albo były burmistrz Szczytna w pełni przygotowany do udzielania informacji na temat Unii Europejskiej zgłasza się jako wolontariusz, który za darmo, ten fakt wymaga szczególnego podkreślenia, chce pomóc studentom, którzy do udzielania takich informacji nie są w ogóle przygotowani, a których posadził w okienku informacyjnym pan Nikolski, który ma podobne kwalifikacje w tym kierunku jak jego poprzednik Wiatr-junior. Czyżby miało mnie dziwić to, że ktoś chce pomóc za darmo? Mnie nic nie jest w stanie zadziwić. Uważam bowiem, że dla naszego miasta my wszyscy powinniśmy robić i to za darmo jak najwięcej. A ci, którzy mają wobec niego jakieś zobowiązania - przede wszystkim.

* * *

Na koniec chcę podlać kwiatki we własnym ogródku: to fajnie, że moja rodzima redakcja nie robiła bezsensownych primaaprilisowych kawałów: np. że na parkingu przed redakcją wylądowało UFO. I wcale się nie martwię tym, że i mnie nabrała: bo ich artykuły były mocno prawdopodobne, a nawet, powiedziałbym, konstruktywne. To, że okazałem się naiwny i uwierzyłem w coś, co powinno być prawdą, wcale mnie nie martwi. Wprost przeciwnie. Czekam na realizację tych marzeń.

Marek Teschke

2003.04.09